Pulchna kobieta wbiegła do pokoju. Widok, który tam zastała przerósł jej oczekiwania. Jej córka stała z dziwną miną pod oknem, trzymając w ręce kartkę papieru. Obok niej, na puchatym fioletowym dywanie leżała ozdobna koperta. Na oparciu sofy zaś siedziała duża, brązowa... sowa. Ruda kotka schowała się za wielką donicą z fikusem, stojącą w kącie salonu.
- Coś się stało, Melisso? - zapytała niepewnie, odgarniając kosmyk kręconych blond włosów, które sięgały jej do połowy pleców.
- Maaaamo... - zaczęła dziewczyna stojąca pod oknem. - Ja... List... Sowa... Gordon... Szkoła... I no... ugh...
- Kochanie... Po kolei. Może zaczniemy od wypuszczenia tej wielkiej sowy? - zapytała dorosła kobieta.
Melissa kiwnęła głową i posłusznie otworzyła szerzej okno, by ptak mógł wyfrunąć. Kiedy brązowa plama zniknęła na niebie, dziewczyna odwróciła się do swojej matki, która zdążyła uspokoić zdenerwowaną kotkę i wygodnie rozsiąść się z nią na kanapie.
- Teraz, Meli, opowiedz mi spokojnie co się stało.
- Sowa przyniosła list - bąknęła dziewczyna pod nosem.
- Podasz mi kopertę? Chciałabym się jej przyjrzeć...
Blondynka uśmiechnęła się do swojej córki. Choć były różne pod każdym możliwym względem były swoimi najlepszymi przyjaciółkami. Mogły powiedzieć sobie wszystko... prawie. Matka przyglądała się czarnowłosej córce z zaciekawieniem. Wiedziała, jaki list dostała nastolatka. Domyślała się tego od lat. Dziewczynka była tak różna od wszystkich członków rodziny... Oprócz jednego, owianego mgiełką tajemnicy. Mało kto o nim wspominał. Wszyscy udawali, że nawet nie istniał...
- Proszę, mamo...
Kobieta zaczęła z zaciekawieniem oglądać list i kopertę. Ta ostatnia była z bardzo delikatnego, drogiego papieru, zaadresowana pięknym, starannym pismem:
Melissa Anne Carlstone,
Privet Drive 8
Było na niej też piękne godło, którego znaczenia kobieta nie umiała rozszyfrować.
- Kochanie... Gratuluję - wyszeptała po przeczytaniu treści listu. Ile razy sama marzyła, by dostać taki sam...
- Ale mamo! - powiedziała jedenastolatka z wyrzutem. - Co z moją szkołą gastronomiczną? Co z moimi planami? Mam rzucić wszystko, bo jakaś sowa przyleciała z przywiązanym do nóżki liścikiem? No proszę cię... Dostałam się do wymarzonej szkoły, która miała nauczyć mnie zawodu... Mam to zostawić?
Blondynka nie spodziewała się takiego obrotu sprawy. Nie przypuszczała, że zielonooka córka jest zdolna do takich wybuchów.
- No i co na to tatuś? - dodała dziewczyna kończąc swoją wypowiedź.
"Tatuś? - pomyślała kobieta. - Tatuś to już dawno zwiał... A twoje wyobrażenia o nim, córciu..."
- Alex byłby z ciebie dumny, gdziekolwiek byś nie trafiła... - wspomnienie czułych czarnych oczu i rudej czupryny przez chwilę zamgliło oczy matki.
- No i właściwie... Kiedy on wraca? Dawno nie pisał... - mruknęła dziewczynka.
- Tego nie jestem w stanie powiedzieć... - odparła wymijająco pani Carlstone. - Lepiej zajmijmy się twoimi przygotowaniami do wyjazdu do Hogwartu!
- Ale...
- Żadnych "ale"! Jedziesz tam i już! Zobaczysz, spodoba ci się tam...
***
Czarnowłosa leżała na łóżku, mnąc w dłoniach kartkę, którą przyniosła sowa.
Ze względu na to, ma opuścić szkołę gastronomiczną? Wymarzoną karierę? Jakiekolwiek szanse na spotkanie z Gordonem? Bezsens. Nie będzie się tam tak dobrze bawić jak z Blaise! Nie ma szans!
Z Blaise znały się od piaskownicy. Zawsze razem. Była jej najlepszą przyjaciółką, zaraz po mamie.
Jedenastolatka uśmiechnęła się mimowolnie, gdy przez głowę zaczęły jej przelatywać wspomnienia dawnych zabaw we trzy.
- Skarbie, kolacja!
Dziewczyna niechętnie wstała i powlokła się do kuchni.
- Jutro wyruszymy na poszukiwanie miejsc z tych wskazówek z listu, dobrze? Nie martw się, wszystko będzie okej! Napewno!
Nastolatka wzruszyła ramionami. Nie chciała tam iść. Gdziekolwiek to było. A mama dziwnie entuzjastyczne była nastawiona do owego Hogwartu. W przeciwieństwie do tego, jak reagowała na plany jej i Blaise co do stworzenia sieci restauracji niczym te Gordona...
- Mamo... Co ty tak się cieszysz tym listem? - powiedziała z buzią pełną spagetti.
- Najpierw zjedz. Potem porozmawiamy - ucięła dyskusję blondynka.
Stwierdziła, że to jeszcze nie czas by uświadomić córkę. Za szybko, by się wszystkiego dowiedziała. Po kolacji wykręciła się od poważnych dyskusji migreną.
Życzyła córce kolorowych snów i udała się do swojej sypialni.
Mieszkanie Carlstone'ów nie było duże. Wynajmowali pięterko u miłych państwa Duckrock'ów. Starsze małżeństwo uwielbiało towarzystwo dwóch kobiet, a szczególnie Melissy. Bardzo przypominała im kogoś, choć sami nie bardzo pamiętali kogo (ach, ta skleroza... a może coś innego?).
Na piętrze znajdowały się dwie sypialnie, salon, łazienka i mała kuchnia. Niewiele, ale im to wystarczało.
***
Dorosła kobieta, siedząc na łóżku, przeglądała stare zdjęcia.
Ona i Alex. Jeszcze w szkole, na balu gdy mieli po jakieś dziewięć lat. On, ze starannie ulizanymi włosami i ona, w sukieneczce w róże stojący przy wielkim reniferze.
Znów ona i Alex. Nieco starsi. Może dziesięcio- czy jedenastolatkowie bawiący się przy stawie w parku.
Na kolejnym zdjęciu przerażona blondynka spoglądająca na swój brzuch. Jej matka zawsze wiedziała, kiedy chwycić za aparat. To wtedy pd sercem zaczęła nosić niepokorne dziecko, które teraz wyrosło na ciemnowłosą Melissę.
Na kolejnej fotografii był sam Alex. Elegancko ubrany, wręcz nie do poznania. Z tyłu był napis:
Kochanej Mirandzie, z okazji rozstania - Alex
Nie mógł być bardziej perfidny. Dostała to zdjęcie dzień po urodzinach, w dziewiątą rocznicę ich pierwszego spotkania...
Po policzku spłynęła jej łza. Kochała tego chłopaka. Rozstali się, gdy Melissa miała pięć lat, a jednak dla dziewczynki często przyjeżdżał opowiadając niestworzone historie o tym, co robił w czasie, gdy był poza domem. Mała niw miała pojęcia, że jej rodzice już od dawna się nie kochają. Na dodatek Alex był już zaręczony...
Zdenerwowana otarła łzę.
Znalazła jeszcze starsze zdjęcia, ale tych nie miała siły oglądać. Była na nich jej matka. Także pulchna blondynka o ciemnobrązowych, prawie czarnych oczach. Łzy kapały teraz na pościel i fotografie. Kobieta nie chcąc poniszczyć pamiątek, schowała je do starego pudełka i wsunęła pod łóżko. Potem rozpłakała się rozpaczliwie w poduszkę, pozostawiając na niej ślady tuszu i smutku.
***
Za ścianą czarnowłosa jedenastolatka uporczywie wpatrywała się w kawałki papieru porozrzucane po całym pokoju.
Czytała to już tysiąc razy, ale ciągle jej było mało.
Wiadomości od taty przychodziły coraz rzadziej. Nie widziała go od dawna. Tęskniła. Bardzo...
Potrząsnęła głową, by odgonić smutne myśli i zaczęła porządkować listy chronologicznie.
Gdy skończyła jeszcze raz przeczytała najnowszy list ("Niedługo napiszę, kochanie, ale teraz muszę już zająć się przyprawianiem krabów... Buziaczki, Tatuś").
Łza uciekła spod jej gęstych, czarnych rzęs. Zdenerwowana wytarła ją wierzchem dłoni i schowała listy od ojca.
Na wierzchu została tylko jedna koperta. Ta, przez którą musiała zmienić wszystkie swoje plany. Ta, przez którą nie wiedziała, czy kiedykolwiek jeszcze zobaczy Blaise. Ta, przez którą musi szukać ulicy Pokątnej, dziwnego Dziurawego Kotła, peronu 9 i 3/4 czy książek do przedmiotów takich jak transmutacja czy zielarstwo.
Bezsens.
Miała uczyć się gotować idealne zupy, wykorzystywać przegrzybki (cokolwiek to jest musi być dobre - tak często wspomina o tym składniku Gordon w swoich programach...), czy przyprawiać kraby jak ojciec.
Podobno świetnie gotował... Nie pamiętała tego. Gdy zaczął podróże miała tylko pięć lat, z tego co pamiętała...
Niechętnie chwyciła ozdobną kopertę i, po raz kolejny, wyciągnęła jej zawartość: list od McGonagall, listę książek i "Wskazówki dla uczniów z mugolskich rodzin"... Cokolwiek to ostatnie znaczyło. Z westchnieniem zaczęła znów czytać wszystko od początku do końca, szukając haczyków, ukrytego sensu czy czegokolwiek, co pomogłoby jej zrozumieć, dlaczego akurat ona miała rezygnować z marzeń na rzecz dziwnej szkoły zwanej Hogwartem.
***
Dwie niewyspane twarze spotkały się w kuchni nad omletami. Stara, przemiła pani Duckrock przygotowała im szwedzki stół co czasem zdarzało się gdy miała dobry humor lub bezsenną noc.
- Jak się spało, kochane? - zapytała skrzeczącym głosem, gdy dobrały się do swoich śniadań.
- Jakoś - odparła wymijająco Miranda Carlstone.
- W miarę - rzuciła jej córka. - A pani?
- Nie mogłam spać. Ten młody Dursley daje się we znaki. Słychać go na całej ulicy! - narzekała starsza kobieta.
Śniadanie upłynęło na słuchaniu narzekania na "tego młodego Dursleya" i żartach co do pana Duckrocka, który nadal spał w najlepsze.
Posiłek był smaczny i pożywny - z pani Duckrock była wyśmienita kucharka (jeden z powodów jej wielkiej sympatii do Melissy - nie ma to jak wspólne hobby). Najadły się i nabrały sił by wyruszyć na poszukiwanie magii.
***
Do rozpoczęcia roku miały tydzień. Melissa chciała jeszcze pożegnać się z przyjaciółką... Wiedziała, że jak już ruszą z mamą na tą nieznaną im Pokątną, to z ich wiecznym szczęściem zaraz po zakupach tam będą musiały rozstać się na tajemniczym peronie.
Postanowiła jeszcze przed podróżą spotkać się z Blaise i wszystko jej opowiedzieć. Była bardzo ciekawa reakcji dziewczyny, z którą spędziła najlepsze chwile życia.
"Jak ja bez niej przeżyję? - zastanawiała się Melissa, pakując w plecak napotrzebniejsze rzeczy. - Będziemy musiały się często kontaktować... tylko jak? Haha, może przez sowy?"
__________________________________________
Ufff... I jest pierwszy rozdział ;)
Mam nadzieję, że się spodoba ;>
Komentujcie, proszę, nawet nie macie pojęcia jakiego kopa to daje!
Przypominam, iż osoby niezalogowane na Google też mogą komentować - Anonimki mile widziane c(;
Dedyk dla Hermiony Granger za pomoc przy ogarnianiu wyobrażenia o Hogwarcie ;*
W każdym razie... Miłego weekendu :D
Wasza Cupcake.
Ojej, świetny blog! Miałam skomentować wcześniej ale nie miałam czasu. Strasznie podoba mi się to, że piszesz kilka różnych opowiadań ; D.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
C.
Miło mi :D
UsuńBooooskieeee! Moja krew xd / Paulina :D
OdpowiedzUsuńDzięki ;***
UsuńALE TO JEST NIESAMOWITE!!!!!!!!! Kocham Twojego bloga!
OdpowiedzUsuńOd razu mówiłam, że Melissa to będzie moja ulubiona bohaterka :))
A i jeszcze wracając do tej rośliny...nie jestem pewna, ale chyba chodziło Ci o fiskus ;P
Normalnie nie mogę zrozumieć zachowania bohaterki!! :[ Ja, jakbym dostała taki list, to...
Ohh... ^^ kiedyś marzyłam, że jak obudzę się rano, to przyjdzie do mnie piękna, złota sowa, która będzie miała przyczepiony do nóżki mały liścik z Hogwartu!! :D
I dziękuję za piękne komentarze <33
A i mam niesapodziankę dla Ciebie!! :D
Nominowałam Twojego bloga do nagrody Liebster Award :33
Więcej informacji znajdziesz na moim blogu.
Życzę Ci weny, bo twoje opowiadania są po prostu boskie...
Pozdrawiam ciepło ;P
~AAlexa
O kurcze... Kompletnie się nie spodziewałam *o*
UsuńCzuję się zaszczycona wręcz ;)
I te miłe komentarze od Ciebie ;>
[Co do roślinki - nie chodziło o fiskusa tylko dokładnie o fikusa :D ]
Dzięki za nominację... ;****
Gratuluję, tak przy okazji :)
UsuńDzięki Mariusz ;D
UsuńExtra blog!!! *.* Kocham! <3
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej i informuję o nominacji! ^^ -> http://destruction-of-rulers.blogspot.com/
Pozdrawiam i życzę weny :3
Miło, że się podoba :)
UsuńDziękuję za nominację *.*
Kochana powiem ci że zaniemówiłam ...
OdpowiedzUsuńTo pierwszy rozdział, a ja ci na 100% mówię że każdy
kolejny będzie jeszcz lepszy (jeśli to w ogóle możliweee) ;D
Mój stan ~ Zakochana w twoim blogu . ;]
Jesteś geniuszem pisaniaaa . <33
Pisz już drugi bo chcę więcej . :))
Dziękuje za komentarz na moim blogu. ;* Pozdrawiam. ♥
Ojej *.* Dziękujeee ;***
UsuńCo do kolejnego rozdziału - już nad nim pracuję ;>
Tutaj oddzielnie. Opowiadanie mi się podoba, podobnie jak poprzednie. Jedno, czego się czepię, to kwestia techniczna - może to taka forma, ale na stronie głównej rubryka z postami ciągnie się przez całą moją kuchnię. Wzdłuż, od okna do ściany. A chciałbym, czytając Twoje wpisy, mieć jeszcze miejsce, by przyrządzić kolację.
OdpowiedzUsuńPosty na głównej nie powinny być widoczne w całości: raz, że wstępem do posta możesz zbudować napięcie, by czytelnik się zainteresował i kliknął "Czytaj więcej>>"; dwa, że układ tytuł posta + akapit wstępu na głównej ułatwia nawigację - nie trzeba przewijać całego opowiadania, by odnaleźć wcześniejsze. To trochę takie narzucanie się z tekstem, w myśl "a może przewijając, zainteresuje się akurat tym". Nie mówię, że tak jest akurat w Twoim przypadku. O ile pierwsze to Twoja własna inwencja, o tyle drugie to po prostu estetyka bloga. Na którą osobiście nie zwracam większej uwagi, bo wchodzę tu dla Twoich tekstów (które są świetne).
Tak, wiem, że z boku jest archiwum. Ono z kolei nie zawiera w rozwinięcu słów wstępu (dlatego z niego nie korzystam).
Aha, widzę, że zmieniłaś tło - jest lepsze niż wcześniejsze, z lekka bardziej pozytywne, jasne i nie odwracające zbytnio uwagi od tekstu.
PS Spodobała się książka, którą Ci podrzuciłem?
PS2 No i kiedy mi w końcu oddasz moją, chciałbym o niej napisać na blogu, kiedy skończę czytać "Bohaterów" J. Abercrombie - a chwila ta zbliża się wielkimi krokami, bowiem już niedługo kończy się sesja.
Przepraszam za zajmowanie Ci kuchni... Mam nadzieję, że nie chodziłeś przez to głodny.
UsuńA tak serio - dzięki za rady... Tylko powiedz mi, gdzie to mogę zrobić, no coś nie ogarnęłam (jak często z resztą)
Cieszę się, że zmienione tło się podoba :) No ale jak może się nie podobać, skoro jest niebieskie? :D
Co do książek - mało czasu miałam, więc się do noej nie zabrałam :/
A co do tych do oddania... Mówisz o którejś konkretnej? Bo tak się składa, że mam ich kilka :p Jak będziesz w pobliżu to daj znać ;) Wtedy oddam. Może na teatr wpadniesz odwiedzić nas kiedyś? ;>
Tak się składa, że jutro mam ostatni egzamin, więc jutro wacam do domu. Na prawie 2 tyg, więc wpadnę na pewno :) co do skracania postów to napiszę Ci na priv na fb :)
UsuńFajnie :)
UsuńTo powodzenia :D